Czego szukacie na Farojach? Widoków rodem z Władcy Pierścieni, dzikości równie urzekającej co niezmąconej niczym – nawet bytnością ludzi, a zdawać by się mogło i czasem? Wyspy mają wiele do zaoferowania ale trzeba przygotować się na to, że niektóre miejsca będą wymagały większego wysiłku by móc je zobaczyć. Ale bez obaw! Przygotowałam dla Was, jak zawsze sprawdzony na sobie, plan na objazdówkę po farerskich perełkach.
TRANSPORT: postawmy sprawę jasno : na Farojach warto mieć własny samochód. Jasne, w większość miejsc można dojechać autobusami ale to nastręcza trudności, zwłaszcza gdy pogoda nie dopisuje – a jak już wiecie, tak KANSKA być :d
Jeśli jednak stawiacie na autobusy właśnie bo ahoj przygodo to sprawa ma się tak:
Kirkjubøur oraz Velbastaður : dojedziecie autobusem miejskim odchodzącym z centrum Torshavn, Steinatun Nordur, linią nr 7. Zatrzymuje się on bezpośrednio w Kirkjubøur skąd spacerkiem możecie przejść do Velbastaður – i na odwrót, jak wolicie.
Do Kirkjubøur prowadzi też jeden z piękniejszych szlaków w okolicach Havn – o tym pojawi się osobny artykuł 🙂
Saksun jest autobusem nieosiągalne z Torshavn – chyba, że zdecydujecie się na wycieczkę z przewodnikiem.
10 mieszkańców, w tym kłótliwy Farer oraz kilka koni czyli Saksun!
Do Saksun prowadzi szalenie malownicza, wąziutka droga, która nie pozwala na bytność na niej wiecej niż jednemu pojazdowi na raz. O ile z owcą się jeszcze można minąć – te hasają po szosie z upodobaniem -tak z drugim autem byłoby to niemożliwe. Krajobraz jaki rozpościera się wokoło przywodzi na myśl tapety Windows – tak bajkowe, że nierealne! Bez najmniejszego problemu można sobie tam wyobrazić Bambii skubiącego trawę na polanie.
Co za tym idzie, nie sposób się zgubić :d Do Saksun prowadzi tylko jedna droga i jest ona ślepa, zatem bez obaw, nie zabłądzicie 😀
Saksun to malutka wioska, której domki są kapryśnie rozrzucone po wzgórzach, między wodospadem a doliną, której swoiste centrum wyznacza malutki, biały kościółek o trawiastym dachu. To najdalej wysunięty budynek w wiosce – spod jego progu rozpościera się widok na zatokę Pollurin.
Nie będzie przesadą jeśli powiem, że to miejsce jest wyjątkowe! Nie tylko ze względu na samo położenie, ale i tą zatokę właśnie. W czasie przypływu, jest cała wypełniona wodą, duh ale gdy nadchodzi odpływ, jej wody uciekają do Oceanu Atlantyckiego odsłaniając ścieżkę prowadzącą krętym wąwozem wprost na Uta Lonna, czyli Czarną Plażę. Sama zatoka zamienia sie wtedy w niepozorne jezioro, idąc jego czarnym brzegiem brzegiem możecie podejść pod sam wodospad Pollurin!
By jednak znaleźć się na właściwej ścieżce, należy cofnąć sie nieco, do skrzyżowania i stamtąd kierować się, znowuż, jedyna drogą, w kierunku zatoki. Niech Was nie zniechęci bramka stojąca po drodze, pozornie inkasująca opłaty – to pozostałości po pewnym farerskim farmerze, który niechętnym okiem spoglądał na turystów coraz liczniej przybywających do Saksun. Opłaty pobierano tylko jakiś czas ale udało się spacyfikować wojowniczego Farera. Bramkę należy zatem po prostu przejść, jak gdyby nigdy nic 🙂
Ważna sprawa! Pamiętajcie, że ścieżka, która odsłania się w czasie przypływu, to nic innego jak dno zatoki, zatem bedzię bardzo błotniście, koniecznie spakujcie porządne buty!
Kirkjubøur: niepozorna wieś z ukrytymi perełkami
Wracając z Saksun postanowiłam w pełni wykorzystać tak słoneczny dzień na Farojach i pojechać na drugą stronę wyspy Streymoy, by tam zobaczyć zachód słońca. Raczej nie kierowałam sie w konkretnym kierunku, zależało mi jedynie by mieć Koltur i Hestur, sąsiednie wyspy, na widoku. Tym zupełnym zbiegiem okoliczności znalazłam się w Kirkjubøur.
Niegdyś istotny port do którego zawijały statki w czasach średniowiecza, dziś miasteczko zamieszkane przez zaledwie 74 osoby. Jego centrum stanowi niewielki, bielony kościółek św.Olafa pochodzący z XII wieku. Jest on jak zawieszony nad wodą, zaś po drugiej jego stronie znajduje się cmentarz z nagrobkami tak starymi, że już nie sposób odczytać ku czyjej pamięci tu stoją. Ten klimatyczny nastrój potęguje światynia Magnusa, dumnie stojąca nieopodal, od XIII wieku nie dająca się porywistemu wiatru czy falom morza.
W Kirkjubøur warto spędzić te kilka minut, jasne, nie ma tam wiele do oglądania ale pozwólcie sobie na leniwy spacer wzdłuż wybrzeża, czy błądzenie między domkami wsi, a może spróbujecie odczytać napisy na nagrobkach? Ta malutka wieś ma niepowtarzalny klimat, o obłędnych widokach nie wspominając.
Z Kirkjubøur w zaledwie kilka minut znajdziecie się miejscu, które uważam za doskonałe na piknik o zachodzie słońca.
Velbastaður : piknik przy zachodzie słońca
To NAJASTARSZA wieś na Wyspach Owczych zamieszkana przez jedynie 223 mieszkańców Jej nazwa pochodzi najprawdopodobniej od słowa ve, oznaczającego pogańską świątynie. To bardzo możliwe, biorąc pod uwagę sąsiedztwo Kirkjubøur i znajdujących się w nim reliktów przeszłości.
Samo Velbastaður zachwyca spokojem – któż z tych 223 mieszkańców miałby go burzyć – i widokiem na Koltur i Hestur. Idealne miejsce na zakończenie road tripu po Streymoy!
Dajcie znać, które z tych miejsc zachwyciło Was najbardziej! A już wkróce, kolejne opowieści z Wysp Owczych 😀
A jeśli myślicie o Wyspach jako kolejnym kierunku, przeczytajcie / posłuchajcie, co mnie w nich zaskoczyło!